Współczesny Hogwart

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


    Milan Collins

    Milo Collins
    Milo Collins
    @Pony Ryders


    Liczba postów : 400
    Płeć : Female

    Milan Collins Empty Milan Collins

    Pisanie by Milo Collins Pią Sie 12, 2011 12:24 am

    Milan Collins

    A. Dane personalne

    1. Imiona: Milan „Milo” Alexandra
    2. Nazwisko: Collins
    3. Data urodzenia: 16 listopad 1994r.
    4. Miejsce urodzenia: Salisbury (Hill)
    5. Miejsce zamieszkania:
    Salisbury. Zwykłe, nie-zwykłe miasteczko położone na południu Anglii, słynące z gotyckiej katedry oraz niedalekiej odległości do Stonehenge (często, szczególnie w okresie letnim, można spotkać w mieście wariatów w koszulkach z UFO i denkami od butelek na nosie, przekonanych o istnieniu pozaziemskich cywilizacji i rychłym spotkaniu przy kamiennych blokach). Sama budowla – czy tam megalit, zwijcie to jak chcecie – jest jednym z ulubionych miejsc do „marnowania-cennego-czasu”.
    Dwupiętrowy dom, który zamieszkuje wraz z ojcem znajduje się dwa kilometry od kręgów, także codzienny spacer w tamte strony nie jest wielkim wyzwaniem.
    Co do samego ogniska domowego – doskonale opisuje zamieszkałą w nim rodzinę. Widać w nim brak damskiej ręki, ze świecą szukać kwiatów, obrazów, zdjęć, pęków ziół w kuchni, serwet bądź ozdobnych draperii na ścianach. Widać za to pedantyczny porządek wyniesiony z czasów pracy w wojsku. Oraz przywiązanie do tradycji – stary, bujany fotel po pradziadku do dzisiaj stanowi centrum pokoju dziennego.
    Pokój panny Collins znajduje się na strychu i nieco różni wystrojem od reszty domu. Mały, acz przytulny, niezwykle zabałaganiony. Chomicze cechy panny Collins sprawiają, że ciężko jest się pozbyć kilku śmieci, które od dawna nie mają większego zastosowania i są jedynie wspomnieniem dawnych chwil, skutecznie zagracającym podłogę. Ściany obkleiła ruchomymi zdjęciami swoich najbliższych przyjaciół, tych dalszych z resztą też, by nie zapomnieć jak wyglądają przez te dwa długie miesiące spędzane na wygnaniu z ukochanej szkoły.
    6. Czystość krwi: Kryształ to to nie jest. Jakoś w połowie?

    B. Więzy rodzinne

    1. Rodzina:
    Jej najbliższa rodzina składa się tylko li wyłącznie z ojca, który nie do końca potrafi wyjaśnić jakim to cudem stał się opiekunem tak ekscentrycznego stworzenia, zupełnie nie pasującego do jego uporządkowanego trybu życia, niweczącego przy tym zamiary o ożenku ze stateczną panną, mogąca spłodzić mu syna na jakiego czeka każdy emerytowany żołnierz.
    Prawie pięćdziesięcioletni Thomas Collins wywodzi się z typowo wojskowej rodziny, od pokoleń przelewającej pot i krew na cześć Jej Królewskiej Mości (bądź Jego Królewskiego Mościa). Surowe wychowanie – jakie stosuje i wobec Milo, bezskutecznie – oraz wojskowy dryl sprawiło, że jest człowiekiem pedantycznym, skrupulatnym, opanowanym, chłodnym i niezwykle zamkniętym w sobie. Niewiele się odzywa, a jak już coś powie, to raczej mruczy, ciężko się z nim dogadać w werbalny sposób. Jego starannie uporządkowany plan dnia nie uległ zmianie od lat – codziennie wstaje skoro świt, o siódmej, czyta poranną gazetę, popija typowe angielskie śniadanie czarną kawą i osobnym ciepłym mlekiem, po czym pracuje w ogródku. Wieczorem ćwiczy grę na gitarze, czyta książki a co wtorek spotyka się w pobliskim pubie z kilkoma znajomymi z czasów szkoły na partyjce kart i ciemnym piwie. Nie rozumie magii – ta pojawiła się w jego racjonalnym do granic bólu świecie przypadkiem, ponad szesnaście lat temu, w osobie młodszej o niemal dziesięć lat Eneidy. Małżeństwo zawarte po trzech miesiącach od poznania było niczym wybuch bomby atomowej w uporządkowanym żywocie Toma. Stracił głowę dla młodej czarownicy i gotów był na wszystko, by tylko być blisko niej – jedyny szalony, niezgodny z jakimkolwiek planem bądź najzdrowszym rozsądkiem wybryk w jego życiu. I choć związek nie przetrwał próby różnic charakteru, a sama obdarzona miłością uciekła przed pierwszymi urodzinami ich dziecka, nie żałuje. Szkoda tylko, że nie raczy poinformować o tym swojej pierworodnej córki, przekonanej, iż nie zasługuje na miłość ojca bo nie dość, że nie jest chłopcem, to jeszcze włada tymi dziwnymi, kuglarskimi sztuczkami i uczęszcza do szkoły z dziwniejszymi od siebie.

    Warto wspomnieć kilkoma słowami o samej Eneidzie. Aktualnie jest reporterką i pisuje do jakiegoś czarodziejskiego szmatławca. Milo skrzętnie wycina wszystkie jej artykuły, po czym wkleja do notesu, który zawsze nosi przy sobie. Mimo tego, że skończyła już trzydziesty szósty rok życia, wciąż jest atrakcyjną kobietą i często udaje „późną dwudziestkę”. Z córką i mężem (rozwodu nigdy nie było i zapewne nie będzie) widuje się sporadycznie, ostatni raz wpadła na święta jakiś rok temu, przynosząc w prezencie jadowitą tarantulę (biedna, cierpiąca na arachnofobię Milo zemdlała, gdy ten potwór dotknął jej ramienia). Czasami zdarza się jej wysłać jakiś list czy zdjęcie, dziewczyna nie ma jednak pewności, czy były skierowane do niej czy może zaadresowała je omyłkowo nie pod ten adres co trzeba.

    Ostatnim, rodzinnym elementem w życiu Milo są jej dziadkowie od strony ojca. Niezbyt porywająca, prawie osiemdziesięcioletnia para, przekonana, że ich wnuczka (czemuż, o czemuż nie wnuk?!) jak każda, dobrze ułożona panna trafiła do odpowiedniej szkoły z internatem, gdzie rządzi dyscyplina. Nie mogą wybaczyć swojemu jedynemu synowi nierozważnego ożenku, który – wedle ich mniemania – zrujnował mu szansę na szczęśliwą, spokojną przyszłość u boku szanowanej kobiety, która na pewno wydałaby na świat syna a nie… Milo.
    2. Pokrewieństwo: Brak
    3. Status majątkowy: Powyżej przeciętnej

    C. Szkoła

    1. Rok nauki: Siódmy
    2. Dom: Hufflepuff
    3. Przedmioty: transmutacja, zaklęcia, eliksiry, zielarstwo, historia magii, opieka nad magicznymi stworzeniami, obrona przed czarną magia, wróżbiarstwo i starożytne runy.

    D. Wygląd

    1. Podstawowe informacje

    • Wzrost: Sto pięćdziesiąt dwa centymetry od podłogi.
    • Budowa ciała: Drobna
    • Kolor oczu: Szare
    • Kolor włosów: Czarne, niegdyś długie i gęste, ostatnio ścięte przypadkiem na tak zwanego boba, bardzo rozpacza.
    • Cechy charakterystyczne: Wszędzie jej pełno, ciężko więc zauważyć – to raczej taka smuga, co przebiega Ci drogę. Ale może jej dziwaczne perfumy o zapachu cytrusów i piżma?
      Ach! No tak! Jak na swój wzrost ma całkiem spore stopy!
    2. Opis szczegółowy:
    Zapewne niejednokrotnie pewien niezidentyfikowany obiekt przeciął Ci drogę, wprawiając przy tym w niezwykłe osłupienie, po czym znikł gdzieś za rogiem szkolnego korytarza albo szaleńczym śmiechem zbiegł ze schodów (jeśli w ten sposób można nazwać zjeżdżanie po barierkach).
    Istnieją dwie możliwości wytłumaczenia tego zjawiska. Albo wszedłeś w drogę Irytkowi, albo zderzyłeś się z Milo Collins. Niegdyś łatwo było poznać – za tą drugą cięgnął się dywan wiecznie rozpuszczonych, gęstych jak włosie konia i czarnych niczym smoła włosów oraz ledwie wyczuwalny zapach cytrusów i piżma (nietypowe połączenie, nie narzeka jednak. Perfumy były prezentem od matki, dlatego też codziennie używa ich z uporem maniaka. Bo gdy są blisko końca, ma pretekst by do niej napisać, pod pozorem poproszenia o nowy flakon). Niestety, ostatnio padła murzyna Kaina, który nożem ściął jej z głowy kucyk (taka jest oficjalna wersja), włosy zostały drastycznie skrócone, został więc jedynie zmysł węchu by rozpoznać to dziewczę.
    Dziewczę to jednak nie najlepsze określenie. Persona ta stara się bowiem przekonać wszystkich dookoła, na czele z samą sobą i własnym ojcem, że jest chłopcem. Albo małpką. Nawet bardziej małpką niż chłopcem, chociaż chodzi też plotka, że jest bambusem. Rzeczywiście, przymykając oko na pewne detale, przy odrobinie dobrej woli, można by ją wziąć za niesamowicie delikatnego przedstawiciela płci pozornie brzydszej. Co prawda jest niziuteńka (sto pięćdziesiąt dwa centymetry od podłogi.) i delikatna z budowy, za to bardzo dobrze wychodzi jej chowanie wszelkich kobiecych kształtów, pewnie w ogóle ich nie ma. BMI dalekie od normy, nie wynika to jednak z jej winy, je jak oszalała. Wiecznie coś przeżuwa, a to czekoladka, a to marchewka, jabłuszko czy fasolka o szalonym smaku. Po prostu, chuda jak szkapa. Jedni rodzą się z porcelanową twarzą albo olśniewającym uśmiechem, inni z przemianą materii szybką niczym lata świetlne, nie poradzisz.
    Wracając jednak do opisu zewnętrznej powłoki tej małej kreaturki. Oprócz wzrostu i chłopięcej budowy charakteryzuje się niezwykle dużymi stopami. Serio. Są ogromne – jak na tak małego człowieczka. Tak duże, że gdy biegnie to się o nie potyka i niejednokrotnie ląduje z nosem przy podłodze, co jest przyczyną częstych siniaków, zadrapań a nawet złamań (ma kartę stałego klienta skrzydła szpitalnego). Dłonie też spore, zasługa to długich palców. Mawiają, że pianistki – ona się nie kłóci, bo i po co, jakoś nie przepada za gadkami szmatkami.
    Co jeszcze można o niej powiedzieć? Cera trochę śniadawa, zdrowa i rumiana, bo dużo czasu spędza na świeżym powietrzu. Opisywanie noska czy usteczek sobie darujemy, bo jakoż to opisać, skoro ona nie przykłada to tego wagi najmniejszej. O oczach można tylko parę słów powiedzieć. Iż ogromne i leciuteńko, tak tylko troszkę wyłupiaste – a może tylko wrażenie takie sprawiają, bo wpatruje się w innych ludzi bez przerwy, z taką zaciętością psychopaty, co przerazić może. Kolor mają szary, nic specjalnego, żadnych wczesnoporannych mgieł nad wrzosowiskami zachodniej Anglii, gdzie Heathcliff wzdychał do swej Katarzyny.
    Ubiera się jak chłopiec. Za duże ubrania, które ładnie można angielskim słówkiem „baggy” opisać. Kolory dzikie, bo sama Milo jest trochę dzika, małpka z niej nie człowiek, dlatego często w jakiś oranżach czy innych żółciach biega po szkole, jakby to normalnych ubrań na świecie nie było. Na widok spódnicy krzyczy i chowa się za łóżkiem, o sukienkach śnią jej się koszmary, pewnie dlatego, że notorycznie jest zmuszana do ich wkładania przez głupie zakłady z Ablem. Buty na wysokim obcasie niegdyś miała za twór szatana, dopóki nie uznała, że fajnie się w nich chodzi. Jak na szczudłach! Za to wciąż czuje lęk przed wszystkimi mazidłami, którymi się smarują koleżanki dookoła, fujka, fujka. Jedno się jednak nie zmieniło – wciąż jej wygodniej w trampkach, szybciej można biegać – sznurowadeł jednak nie wiąże. Przez co jeszcze częściej się wywraca.

    E. Charakter

    1. Opis charakteru:
    Jak już zostało wspomniane – bo taki narcyzm sam wygląd opisywać, ochać i achać nad sobą nie wypada – Milo ciężko nazwać szablonową dziewczyną, bądź dziewczyną w ogóle. Więcej w niej niesfornego łobuziaka i cyrkowej małpki niż panny z dobrego domu. Od maleństwa, może to kwestia wychowania, wolała biegać po krzakach niż bawić się lalkami (swoją drogą, miała tylko jedną). Brak damskiego wzorca (a nawet gdy ten się pojawiał to i tak daleki był od szablonu) pogłębił jej poczucie wyodrębnienia od rodzaju żeńskiego. Zostało tak do dziś i nie zanosi się na zmiany. Po części dlatego, że ich nie potrzebuje, nie wie też jak się za podobne zabrać. Jest Milo i już, żadna w tym filozofia.
    Nie znaczy to, że przypięto jej łatkę dziwaka i samotnika. W istocie, nie jest uważana za do-końca-normalną, ale otwartość i empatia sprawiają, że może pocieszyć się sporym gronem znajomych. Lgnie do ludzi, niczym spragnione zainteresowania zwierzątko. Nie musi być w centrum uwagi, starczy, że od czasu pogłaszcze się ją za uszkiem i da cukiereczka.
    Chyba ją lubią ci inni. Bo ma poczucie humoru, dużą dawkę zdrowego altruizmu, jeszcze większą empatii, potrafi słuchać, a na dodatek jest niesamowicie wiernym druhem. Nie nakłonisz jej do plotkowania, sekret to sekret, rzecz święta. Gorzej z jej sprawami. Naiwny z niej człowiek, bardzo ufny, dlatego też, jak już zacznie mówić, to gotowa z każdym podzielić się osobistymi sprawami. Dla niej to nic wielkiego, ot, codzienność, a tu się ktoś miesza i czuje nieswojo, wielkie mi ceregiele. Dla niej nie ma tabu, nie ma też instynktów samozachowawczych. Ciężko wyrzucić różowe okulary, pozbyć się wyidealizowanego obrazu świata – dlatego nadaje niczym zepsuta katarynka z szybkością karabinu maszynowego. Jej roztrzepanie i wolno przepływające myśli, puszczone samopas niczym baranki na walijskich wzgórzach, sprawiają, że często gubi wątek, przeskakuje z tematu na temat, próbując nadążyć za własną głową, łamie sobie język. Stąd gestykulacja – gwałtowne ruchy rękoma teoretycznie mają wspomóc komunikację z osobami trzecimi, w praktyce dodają chaosu jej osobie.
    Collins jest chaosem. Opanowanym, ale jednak. Małą trąbą powietrzną, pełną nie spożytkowanej energii, która wpada na chwilę, przegania czarne, deszczowe chmury nad głowami bliskich jej ludzi i biegnie dalej. Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pół godziny (przebiera nogami nawet przez sen), co bywa problematyczne podczas zajęć. A przynajmniej bywało, dopóty nie odkryła origiami. Teraz siedzi cicho i grzecznie na zajęciach, zaginając papierki w odpowiedni sposób. Profesorowie odetchnęli z ulgą.
    Nie znaczy to, że nie ma dobrych wyników naukowych. Wręcz przeciwnie! Całkiem nieźle się uczy, jej konikiem są zaklęcia. Prawdziwy talent, opanowuje je w mgnieniu oka. Czasem pomaga z nimi młodszym kolegom, częściej służą dobrej zabawie. Nic tak nie urozmaica dnia jak nieznane zaklątko i głośne konsekwencje.
    Na pierwszy rzut oka jaka jest Milo, każdy widzi. Wesoła, optymistyczna, wiecznie roztrzepana i biegnąca gdzieś przed siebie istota. Pozory jednak mylą.
    Niektórzy uważają, że jest to pewien rodzaj upośledzenia, braku równowagi pomiędzy hamowaniem i wyciszaniem docierających impulsów w mózgu. Inni sądzą, że wynika z powstania dodatkowych połączeń w mózgu, które łączą obszary normalnie ze sobą połączone. Niezależnie od teorii, synestezja to odchylenie psychiczne. Najczęściej przejawia się stosunkowo niegroźnym „barwnym słyszeniem”. Nie w przypadku Milo. Jej zmysły są pomieszane niczym rosyjska ruletka czy zasady rekrutacji na studia. Widzi dźwięki, smakuje widoki, słyszy smaki. Czasem od natłoku wrażeń pęka jej głowa. Migreny są częste zwalają z nóg, powodują mdłości, znacznie osłabiają. Nie narzeka jednak – jej świat jest inny, bardzo go sobie ceni. Nikt inny nie zna karmazynowego koloru poniedziałku, delikatnego musu brzoskwiniowego jaki wypełnia kubki smakowe gdy słucha muzyki, delikatnego dźwięku harfy, jaki wydaje arbuz oraz słodkiego zapachu słów najlepszych przyjaciół. Zaburzenia percepcji pchnęły ją do zainteresowania się muzyką. Może ma to coś wspólnego z tym defektem, może odziedziczyła po matce talent, jest multiinstrumentalistą. Doskonałe wyczucie rytmu i wrażliwość sprawiają, że opanowanie gry na kolejnych instrumentach to dla niej bułeczka z masłem. Potrafi zagrać miłą dla ucha melodię na pianinie, skrzypcach, gitarze, perkusji, kontrabasie i klarnecie. Ostatnio przeżywa wielką fascynację fletem piccolo i chodzi z nim dosłownie wszędzie, nawet na zajęcia. I do łóżka, leży bezpieczny pod poduszką.

    To tu, to tam, nic więcej o niej napisać się nie da. Oczywiście, można by tu zacząć wywlekać jakieś kompleksy, złe relacje z ojcem, tęsknotę za matką i normalną rodziną, chęć bycia w centrum czyjegoś zainteresowania czy po prostu, uwagi – ale skoro sama Milo nie daje po sobie poznać, że miewa czarniejsze myśli, zostawmy więc je tylko i wyłącznie dla niej. Każdy człowiek powinien mieć swoją prywatną sferę, taką tylko i wyłącznie dla siebie.

    2. Ciekawostki:

    • Zainteresowania: Muzyka – jako multiinstrumentalista gra na pianinie, skrzypcach, gitarze, perkusji, kontrabasie i klarnecie, ostatnio zapałała wielką fascynacją do fletu piccolo. Ponadto lubi robić origami na zajęciach i czytać detektywistyczne książki!
    • Ulubione: Szwędanie się za kolegami, naśmiewanie z kółka biblijnego, przypominanie Ablowi, że jest głupi, czesanie włosów (swoich i Zary), jej flet piccolo co go nazwała Pinokio, jedzenie! Bycie małpką i łaszenie się do ludzi, skakanie, skręcanie kostek, wydawanie z siebie nieprzemyślanych wymiotów werbalnych, obchodzenie urodzin!
    • Inne: Jest synestetykiem, ale się z tym nie obnosi! Do tego bardzo mocno gestykuluje, więc lepiej uważać, żeby nie wsadziła nikomu palca do oczu.

    F. Przeszłość
    Milo miała wtedy nie więcej niż osiem lat. Duża już była i rozumiała, że jej rodzice po prostu się nie dobrali, nie mieszkają razem, trudno, bywa. Dookoła, w szkole, cała masa dzieci była wychowywana tylko przez jednego opiekuna, nic się nie działo. Co prawda, na zebrania chodziły samotne matki, jej wiecznie słuchający skarg na dziwne zachowanie Milo (bo kto to słyszał o smaku szkolnego hymnu albo widział, żeby wokół dziecka „tańczyły” motyle?) ojciec był wyjątkiem. Chyba chlubnym.
    Ale ja nie o tym.
    Zaraz po ósmych urodzinach, do najbliższego w okolicy domu (oddalonego o jakiś kilometr, ale cichosza) wprowadziła się ponad trzydziestoletnia panna o nazwisku Maple. Była całkiem przystojna, miała rumiane policzki, ładną talię i włosy podobne do tych, jakie ma Milo. Polubiła ją, bo piekła dobre ciastka, opowiadała fajne bajki i lubiła słuchać o świecie małej Collins. Polubił ją także pan Collins, nawet, od czasu do czasu, w środy spotykali się sami, bez dziecka (które miało wtedy grzecznie spać w łóżku. Nie spało, czytało do późna baśnie braci Grimm. Szybko nauczyła się płynnie czytać, ale to takie odejście od wątku) na winie w pobliskim pubie.
    Cała ta sytuacja trwała niemal rok, do momentu, kiedy o wszystkim dowiedziała się Eneida. Niemal natychmiast po otrzymaniu listu od zachwyconych rodziców ojca, którzy pragnęli ją poinformować, że syn znalazł wreszcie godną kandydatkę na towarzyszkę życia, zażądali, by ta raz na zawsze zniknęła z jego życia, najlepiej zabierając ze sobą to dziwne dziecko. Oczywiście, osiągnęli zupełnie odwrotny rezultat. Matka, zapewne kierowana nieopisaną wręcz zazdrością, stwierdziła, że znudziły jej się podróże i wraca do domu.
    Udawanie szczęśliwej rodziny dwa plus jeden trwało pół roku. Panna Maple, której staro-panieńskie serce ciężko przyjęło kolejny zawód, wyprowadziła się w tym czasie do miasta (do tej pory, czasami, spotyka ją gdy w wakacje chodzi po cotygodniowe zakupy. Uśmiecha się wtedy, wciąż czując w gardle gorzki smak wstydu za tamtą sytuację. Chciało by się napisać, że wszystko skończyło się dobrze i panna Maple wyszła za mąż za swojego księcia na białym koniu, ale… nie. Wciąż jest sama i z roku na rok dziczeje, adoptując kolejne kanarki). Pozbywszy się zagrożenia mama znów zaczęła wyjeżdżać, na coraz to dłużej i dłużej, po czym wróciła do dawnego trybu życia, nawet bez pożegnania.
    Niektórych ludzi łączy uczucie tak silne, że łączy na całe życie. Niestety, różnice charakteru czy okoliczności przyrody sprawiają, że po prostu nie potrafią żyć razem pod jednym dachem. Tam po prostu musi być.


      Obecny czas to Pon Maj 20, 2024 10:33 pm