Współczesny Hogwart

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


    Vincent Mullighan

    Vincent Mullighan
    Vincent Mullighan


    Liczba postów : 65
    Płeć : Male

    Vincent Mullighan Empty Vincent Mullighan

    Pisanie by Vincent Mullighan Nie Mar 24, 2013 6:45 pm

    Vincent Mullighan

    A. Dane personalne

    1. Imiona:Vincent
    2. Nazwisko:Mullighan
    3. Data urodzenia:23.03.1988
    4. Miejsce urodzenia:gdzieś w Stanach
    5. Miejsce zamieszkania:Londyn
    6. Czystość krwi:3/4


    B. Więzy rodzinne

    1. Rodzina:
    Rodzice przyjechali z USA wbrew woli babci Mullighan, by osiedlić się w rodzinnych stronach, gdzieś pod koniec XX wieku. Sama babcia chciała uciec i z Anglii i z magicznego świata, do którego nigdy nie marzyła należeć. Rodzice wręcz przeciwnie: zafascynowani historią oraz ogólnie wszystkim szybko wspięli się po szczeblach urzędniczych i teraz oboje pracują dość długo w MM.
    Matka to mitomanka, która jest pierwszą plotkarą w Ministerstwie, swego czasu przyjaźniła się pewnie ze Skeeter: Vincent ma z matką dziwną relację, ale na pewno nie normalną: analityk psychologiczny potwierdził, że to przez to Vincent jest chory.
    Ojca biologicznego nie poznał nigdy, zresztą żył w przekonaniu - że jego ojcem jest ojciec Tedka i sióstr. Aż do owego feralnego dnia, kiedy potrzeba było przetoczenia krwi. I krew ojca się nie przyjęła.
    Vincent ma trójkę młodszego rodzeństwa: Theodora i dwie siostry. Theo jest dla niego kimś w rodzaju powiernika, jemu przesyła co dwa tygodnie list na pięć stron. Nie otrzymuje równie zajmujących odpowiedzi, jedynie jakieś pojedyncze upomnienia, ale dostaje pieniądze. Brat jest jego skarb(c)em.
    Siostry są mu raczej dalekie, uważają go za dziwaka i wstydzą się jego sposobu traktowania kobiet.
    2. Pokrewieństwo: Theo Mullighan - brat
    3. Status majątkowy: biedny

    C. Kariera

    1. Ukończona szkoła: Vincenta uczyły prywatne mugolskie nauczycielki. Dzięki nim poznał podstawy nauk ścisłych i humanistycznych. Sport zaliczał na osiedlowym boisku, gdzie kopał piłkę mocniej niż grube dzieciaki i podciągał się na najwyższe drzewa. Sztuka weszła w jego życie gdy miał już 7 lat: wtedy otrzymał lekcje gry na fortepianie - był nieposłusznym dzieckiem, które uderzało piąstkami po klawiszach, więc zaproponowano mu bębny - te podziurawił ołówkiem, później była gitara z której zrobił deskę do krojenia pomidorów aż wreszcie ktoś dał mu trąbkę. Trąbka była idealna: głośna, twarda i trzeba było się namęczyć, by coś z niej wydobyć. Wkrótce umiał już coś więcej niż tylko zakłócanie ciszy nocnej – ponad to opracował swój własny utwór. Dziś trąbi tylko, kiedy ktoś przypadkiem się dowie o jego umiejętnościach i umie ładnie poprosić. Kiedy miał 19 lat wystąpił przed ludźmi z pracy matki, którzy patrzyli nie na jego umiejętności tylko na jego ułomność – jak to charłak przed jakimiś szychami magicznymi. Trąbka znudziła mu się gdzieś pomiędzy 13 a 15 rokiem życia: bił wtedy rekordy w czytaniu poezji czy powieści, a wyobraźnia rodziła tak wiele wizji – musiał przelewać je na papier. Zaczęło się od ołówka, później dodał farbę akwarelową. Po jakimś czasie zamienił ołówek na piórko – prace wydawały się jednocześnie dobre i kiczowate. Przez tempere, pastele i trochę rzeźby dorósł wreszcie i od 18 roku życia nie rozstaje się z olejami.
    Jego prace leżą na razie u niego w domu: odwraca je do ścian, by nie patrzeć jak się od siebie różnią. Te wczesne: dokładne, wciąż jasne – udało mu się nawet sprzedać dwa do gabinetu laryngologa; ale późniejszych nikt już nie rozumie: są ciemne, ostre, kwadratowe albo okrągłe. Twarze zniekształcają grymasy, a światło pada z pięciu różnych stron.
    Pracował jako kelner w Liverpoolskiej restauracji nad wodą, ale kiedyś pojechał do Londynu na wystawę na której była jedna jego praca. Zauroczył się – bez wzajemności – w kobiecie, ta wycisnęła z niego amory i sprawiła, że chciał zostać w tym mieście. Jego bilet powrotny przeterminowany zamienił na rybę z frytkami, a pracę na mieszkanko gdzieś na poddaszu.
    Miasto to obudziło po raz kolejny w nim artystę: żeby jednak nim być musiał przez jakiś czas pracować: zatrudnił się przy budowaniu drogi. Szybko stwierdził, że to nie praca dla niego: złamał rękę podczas podnoszenia taczki, odtąd jego źródłem utrzymania są jego obrazy, które ludzie kupują bo jest im jego żal, a na farby przesyła mu pieniądze brat.
    2. Referencje zawodowe: wyżej
    3. Wykonywany zawód: malarz
    4. Zarobki: niskie


    D. Wygląd

    1. Podstawowe informacje

    • Wzrost:198
    • Budowa ciała:zależy od humoru, ale często się garbi i mało ćwiczy więc raczej wątła
    • Kolor oczu:ciemne
    • Kolor włosów:rude farbowane na ciemno
    • Cechy charakterystyczne: -

    2. Opis szczegółowy:
    Od pierwszych chwil swojego życia jego głowa pokrywana była substancją barwiącą: miał być czarnowłosym chłopcem, tak jak ojciec. Vincent nigdy nie wiedział, że inni ludzie nie myją głowy tak śmierdzącymi preparatami - żył przekonaniu, że to normalne. Ciemny zresztą pasował do jego oczu: śmiesznie dużych, smutnych, przykrytych ciężkimi brwiami.
    Nos nijaki, trochę krzywy - z takim się urodził. Usta wąskie, nie ma nad czym się rozwodzić.
    Wysokość Mullighana jest kłopotliwa, czuje się niedobrze w przeciętnych pomieszczeniach - odruchowo się garbi i łypie w niebo, czy sufit się nie zawali na niego. Komfortowo czuje się jedynie w swojej pracowni, w innych miejscach chadza ubrany: ma swoje ulubione wyjściowe spodnie w kolorze beżowym i sweter w kwadraty: gdy tak ubrany przykryje się marynarką, wiadomo że to będzie miły dzień.
    Zwykle chadza w płaszczu, ale w zimę nosi puchową kurtkę i czapkę co ją unosi tak jak moda ulicy wskazuje by mieć ją w górze.
    Chodzi szybko, rzadko jego oblicze jest rozpogodzone. Lubi się uśmiechać, co nie oznacza że robi to często.


    E. Charakter

    1. Opis charakteru:

    Zawsze wybiera nierealne obiekty miłości i idealizuje je. Jego namiętności tak rzadko znajdują ujście, często kończy się na straconej godności, problemie z pieniędzmi, zniszczonymi poduszkami czy połamanymi krzesłami.
    Popada w gniew, gdy czuje się odtrącony lub niezrozumiany. Wybucha głośno i rzuca ręce w niebo, tam oczekując jakiejś sprawiedliwości – nie znajduje jej na Ziemi. Nie jest jeszcze obrażony na cały świat, chociaż chwilami może sprawiać takie wrażenie: chodzi wtedy ze skrzywionymi ustami, jedną brwią, zgarbiony, brudny za uszami. Ciska słowami przykrymi, popada w nerwice.
    Jest wielkoduszny: bo gdy widzi cierpienie, bądź ból, chce za wszelką cenę zabrać to co złe, przykryć tak jak umie, może nawet posmarować kremem, który uleczy rany. Nie umie być egoistą, nawet zdrowym: oddaje swoje rzeczy, marznie i jeszcze pyta czy może jakoś jeszcze pomóc. Ta jego część jest wyjątkowo problematyczna, wbrew pozorom: wykłóca się o to, żeby innym było lepiej i nie pozwala sobie pomagać. Ludzie, którym na nim zależy mają z nim problem - gdyż pomimo apodyktyczniej natury jest ciekawym kompanem zważywszy na niesamowite zdolności i umiłowanie życia.
    Umiłowanie pociąga za sobą znienawidzenie.

    2. Ciekawostki:

    • Zainteresowania:trąbka, poezja, powieści, biografie, prawie nie chodzi za to do kina
    • Ulubione:szpinak, sery pleśniowe, cynober z którego uciera swoją ulubioną barwę czerwieni, Paryż
    • Inne:chce być jak Vincent van Gogh

    F. Przeszłość
    Vincent urodził się dnia 23 w trzecim miesiącu roku pańskiego 1988. Za sprawą niewyjaśnionego bliżej kontaktu jego matki z szefem stało się dziecko. Czerwiec zbliża znudzone sekretarki do swoich pracodawców. Jako, że czyn ten można podpiąć pod typową dla społeczeństwa amerykańskiego zdradę małżeńską, należało jak najprędzej powiadomić męża, że syn będzie synem jego, nie wybrykiem natury. Mąż postawiony w sytuacji takiej, nie myśli racjonalnie i nie liczy, ale cieszy się z potomka, co więcej cieszy się, że potomek urodzi się już w innym świecie: rok 87 był ciężki.
    Dziecko rodzi się naturalnie, nie trzeba było robić cesarki, chociaż lekarze już podnieceni stali pod ścianami z nożami – w tamtych czasach cesarka była modna, myśleli że uda im się przy tej klientce zrobić nowy wzorek. Ku ich rozczarowaniu dziecko wyszło lekko, prześlizgując się bez większych bólów. Jego fioletowa głowa pokryta była wydzielinami, spod których wystawały rude włosy. Ojciec brunet, matka brunetka – dobrze dla dziecka, że już wynaleziono nieszkodliwe farby do włosów: od pierwszych kosmyków, co dwa tygodnie otrzymywał kurację przyciemniającą. Mamusia umiała zatroszczyć się o pozory.
    Do Liverpoolu przeprowadzili się, gdy chłopiec miał już 3 latka – czasami mu wmawają, że pamięta babcię, ale prawda jest taka, że tak jak inni ludzie (nic w nim wyjątkowego) nie pamięta nic do 5 roku życia, kiedy stała się PIERWSZA ZŁA RZECZ: urodził się Theo. Ten dzień nie był ani ładny ani brzydki, za to w tym dniu mama zgubiła gdzieś swój duży brzuch do którego lubił się przytulać, a w jego pokoju pojawiło się wrzeszczące non stop dziecko. Porody w tej rodzinie wychodziły matce najlepiej: szybko i z ładnymi rezultatami.
    Kiedy chłopiec miał już lat 16 umiał pisać, czytać, malować, grać, mówić, śpiewać, tańczyć, całować, kochać. Czuł nienawiść, niesmak, złość, buntował się, krzyczał, bił i biegał. W dniu, w którym nagle stracił pozycję pierworodnego, poczuł też jeszcze jedną, bardzo nową rzecz – zazdrość. Z godziną, gdy jego żyły wypełniła owa zielona mieszanka chciwości i niezahamowanego pragnienia stała się DRUGA ZŁA RZECZ: Theo, który dostał list, nagle został najważniejszy. Rodzice skakali, mówili mu wiele miłych słów, zawodzili, „że już tracili nadzieję”.
    W dniu 21 urodzin miał już na koncie trzy próby samobójcze, dwa dobrze sprzedane obrazy, jeden płatny występ ze swoją trąbką, pół rozdziału książki i dwa zmarnowane lata u boku kobiety, która nie odwzajemniała jego uczucia. Jego brat miał pokaźną sumę pieniędzy na koncie w banku, kilka ważnych esejów i ważył tylko tyle, co chudy szesnastolatek.
    Po trzech latach twarz Vincenta wygląda już inaczej: zgolił brodę, wyjął z szafy stare przecierane rurki, śmieszne buty, kupił jakiś sweter, nawet przekuł ucho. Miał okres Paula McCartneya, teraz bawi się w Bowiego. Niedawno pomalował olejami swoje łóżko i przez trzy dni nie mógł na nim spać: dziś kładzie się i odciska w różnych miejscach tęczy cztery litery.



      Obecny czas to Pon Maj 13, 2024 8:50 am