Współczesny Hogwart

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


    Isaac Marchand

    Isaac Marchand
    Isaac Marchand


    Liczba postów : 19
    Płeć : Male

    Isaac Marchand Empty Isaac Marchand

    Pisanie by Isaac Marchand Pią Lip 05, 2013 9:06 pm

    Isaac Marchand

    A. Dane personalne

    1. Imiona: Isaac
    2. Nazwisko: Marchand
    3. Data urodzenia: 29/02/1994
    4. Miejsce urodzenia: Aberdeen. Cuchnące i zatęchłe Aberdeen. W moich oczach szare budynki, dziury w chodniku i pokruszone płytki. Plac budowy i góry żwiru. Gdzieś tam był nasz dom, teraz to tylko zgliszcza i wyparte z umysłu wspomnienia, których żadne z nas nie chce posiadać.
    5. Miejsce zamieszkania: Hogsmeade, mieszkanie po bracie, który obecnie przeniósł się do swojej dziewczyny. Nie na zawsze, nie na chwilę; na czas blisko nieokreślony, toteż utrzymuję, że to moje cztery ściany.
    6. Czystość krwi: ?
    7. Teleportacja: tak

    B. Więzy rodzinne

    1. Rodzina: Odkąd pamiętam, w mojej głowie rodziły się plany ucieczki z tego zatęchłego i cuchnącego Aberdeen, gdzie przyszło mi wieść życie. A pamiętam od momentu, gdy kobieta, która mieni się moją matką, odeszła.
    Uciekła.
    Nie wiem, kim była, zbyt mało lat miałem na karku, by rozumieć, co oznacza słowo „wariatka”. Nie wiem, gdzie się znajduje, wciąż zbyt mało odważny, by stanąć z prawdą twarzą w twarz i spojrzeć jej w oczy. Nie wiem, czy w ogóle żyje, lecz nie napawa mnie to smutkiem. Ciężko jest tęsknić za czymś, czego się nie znało.
    Niedługo później okazało się, że łączyło nas nawet więcej, niż się spodziewaliśmy. Niż byśmy chcieli.
    Jedna osoba na pewno była temu przeciwna – ojciec, chory na fanatyczny perfekcjonizm i przerost niespełnionych ambicji, które przekładał na swoich potomków. Na mnie i Juliana. Po odejściu matki zapałał do nas czystą nienawiścią, w jego oczach od lat widziałem wyłącznie pogardę. Nie zadowalało go nic, co zrobiliśmy i wciąż żądał więcej i więcej, i wciąż. Wyżej, dalej, mocniej, słowa wbijane do naszych umysłów – w moim pobrzmiewają do dziś. Dezaprobatę pieczętował czerwonymi szramami na plecach Julesa, który nie potrafił pogodzić się z patriarchalnym reżimem.
    Zawsze uciekał, bo nie rozumiał, jak łatwo można było funkcjonować bez sprzeciwów. Ja przytakiwałem, on kręcił przecząco głową. Ja robiłem, on odmawiał współpracy. Ja zostałem, on zniknął.
    Ale wrócił.
    Wraz z nim wrócił i spokój.

    2. Pokrewieństwo: Jules Marchand
    3. Status majątkowy: ?

    C. Kariera

    1. Ukończona szkoła: Hogwart, Slytherin
    2. Referencje zawodowe: Przy odrobinie wysiłku przenosiłbym góry wzrokiem. Teraz jednak nic nie muszę.
    3. Wykonywany zawód:
    4. Zarobki:


    C1. Studia

    1. Wyniki owutemów:
    1. ZAKLĘCIA - O
    2. OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ - W
    3. TRANSMUTACJA - N
    4. ELIKSIRY - O
    5. ZIELARSTWO - Z
    6. ASTRONOMIA - W
    7. HISTORIA MAGII - T
    8. OPIEKA NAD MAGICZNYMI STWORZENIAMI - W
    9. STAROŻYTNE RUNY - Z
    2. Kierunek studiów: uzupełnia administrator
    3. Rok studiów: I


    D. Wygląd

    1. Podstawowe informacje

    • Wzrost: 192 cm
    • Budowa ciała: proporcjonalna?
    • Kolor oczu: jasne
    • Kolor włosów: ciemny
    • Cechy charakterystyczne: nie wtapiam się w tłum

    2. Opis szczegółowy: Od brata wyższy jestem wyłącznie o dwa centymetry, lecz to nie jedyna różnica między nami. Gdy patrzysz na niego, czujesz mrok, ciemno i noc bijące z twarzy oraz wpatrzone w ciebie ciemne oczy szaleńca. Przy mnie doświadczysz zgoła odmiennych doznań. Lekkiego uśmiech w kącikach ust, błysku w oku, płynnych gestów, spokojnej mowy.
    To właśnie ja.
    Kiedy obserwujesz, wyciągam na twarz uśmiech przeznaczony tylko dla twojego wzroku, podążam wraz z nim i już wszystko staje się jasne. Mowę ciała odczytuję lepiej, niż ci się wydaje i widzę więcej, niż chciałabyś pokazać. Dlatego bije ode mnie pewność siebie, właśnie cię opanowałem, już umiem się tobą posługiwać. Nawet nie podejrzewasz mnie o takie zapędy, wszak wyglądam niewinnie, jak co trzeci chłopak wyminięty na chodniku.
    Cóż w mojej aparycji może być pociągającego?
    Nie ginę w tłumie, bo przewyższam wielu o niemal głowę. Pod moją skórą dostrzeżesz zarys zarówno mięśni, jak i kości, pod cienkimi powiekami niebieskie żyłki, w których wcale nie płynie błękitna krew, a na kłykciach czerwone otarcia. Grube brwi i okolone długimi rzęsami oczy o jasnych tęczówkach, nos o niezbyt szlachetnym profilu i usta, które z pewnością przyśnią ci się w nocy. Nie noszę fantazyjnie przystrzyżonych fryzur, spiętrzonych loków ni fal po pas. Zmierzwione i potargane, ciemne włosy są nieco krótsze z boków, dłuższe z samego czubka głowy, za pomocą palców skierowane bardziej w tył niźli w przód.
    Ubraniem nie maskuję, ani nie podkreślam, nie szata zdobi człowieka, choć przykładam wagę do tego, jak prezentuję się danego dnia. Szafą rządzi w głównej mierze schemat, powtarzane zestawy nikomu nie przeszkadzają. Kolor nie jest moją domeną, pozwól, że pozostanę czarny lub biały.
    Nigdy szary. Już nigdy więcej.

    E. Charakter

    1. Opis charakteru: Siedzimy przy stole, dzierżąc w dłoniach papierosy. Godzinami mógłbym patrzeć na ulatujący w górę dym, tworzący fantazyjnie skręcone spirale i wzory, których nie odtworzyłyby ręce najznamienitszego z artystów. W zasadzie nic poza nim nie interesuje mnie na tyle, bym zwrócił na to uwagę.
    Och, mówiłaś coś? Pozwól, że nadal nie będzie mnie to obchodziło.
    Nie musisz przebywać w moim towarzystwie długo, by zorientować się, że w tym wszystkim nie chodzi o ciebie. I tak naprawdę nigdy nie chodziło. To zawsze kręciło się wokół mnie i tego, co mi wyjdzie na dobre.
    Mnie. Nie tobie. Pogódź się z tym, że jesteś tylko lalką w tym przedstawieniu. To ja siedzę na balkoniku i pociągam za sznurki.
    Jakkolwiek bym tego nie chciał, jednak noszę w sobie coś z mojego ojca. Tę manię wyższości i przerost ego, który u niego ujście znajdował w ciągłym wymaganiu od nas perfekcji. Innymi słowy rzeczy, których nigdy nie był w stanie uzyskać, bo ani ja, ani Jules nie kwapiliśmy się do tego, by mu ją dać. W całości. Zawsze kombinowałem, działałem tak, by uniknąć poważnych konsekwencji i postawić na swoim – pokazać, że jestem wart czegoś więcej niźli gróźb kar cielesnych. To nie kabel powinien być wyznacznikiem sprawiedliwości.
    Bracie, gardziłeś mną przez tak długi czas, a nigdy nie zechciałeś samemu spróbować poddać się pokrętnym zasadom panującym w domu. Myślałeś, że jestem głupcem, bo słucham się ojca i robię, co mi każe, a tak naprawdę wystarczyło przytaknąć mu kilkakrotnie podczas poobiedniej rozmowy, miast siedzieć z zatwardziałą miną i uparcie przeczyć. Mógłbyś się ode mnie wiele nauczyć, lecz wolałeś uciekać od wszystkiego i wraz z upływem czasu robiłeś to coraz skuteczniej. Nie wiem nawet, czy we wszystkim tym w moich oczach byłeś bohaterem, czy tchórzem.
    Lubię grać w gry, najbardziej w podchody, kiedy musisz sprawić dobre pozory i pokazać się z jak najlepszej strony. Pochodzenie nie przysporzy mi większej ilości znajomych, prędzej zrzuci mnie z piedestału, na którym sam się ustawię. W gruncie rzeczy niepotrzebni mi są inni naokoło, równie dobrze czuję się w towarzystwie koleżanki z roku, jak i własnych myśli w zaciszu mieszkania w Hogsmeade. Nie potrzebuję poklasku, choć to ciekawe uczucie, gdy napotkasz na drodze kilku zwolenników twojego rozumowania.
    Myśli miewam z reguły pesymistyczne, bo wychodzę z założenia, że zawsze lepiej zostać mile zaskoczonym, niż przykro się rozczarować. Źle znoszę porażki, toteż zawsze chciałem przewodzić, panować. Gdy reflektory padają na mnie, nie boję się pokazać (z lepszej strony oczywiście) i sprzedam widzom najlepsze przedstawienie, jakie w życiu widzieli na oczy.
    Zdarzają mi się momenty stagnacji, kiedy marzy mi się wyłącznie wygodny materac, kubek z kawą i papieros – to mój zestaw śniadaniowy, od którego zaczynam praktycznie każdy poranek. Lubię czasem usiąść i pomyśleć, o wszystkim i niczym, o rzeczach ważnych i pierdołach, o tym, co istotne i zupełnie bezsensowne. Żaden ze mnie myśliciel, wszystkie genialne pomysły, które pojawiły się w mojej głowie, już zostały wykorzystane i przez to czuję się bardziej jak powielacz czyichś idei, niźli geniusz. Nie rozwodzę się nad prawami rządzącymi naszym światem, a raczej nad ludzką psychiką i zachowaniami, które nami kierują. Dla niektórych pewne rzeczy są naturalne, inni nie wyobrażają sobie postępować w ten sposób. To fascynujące, odkrywać najciemniejsze zakamarki psychiki, wykopywać cudze cechy i skrywane talenty niczym antyczne zabytki na wykopalisku. Każdą dokładnie obejrzeć, zważyć na szali przydatności i ocenić jej wartościowość. Ludzie otwierają się przede mną zbyt łatwo, ponoć to zasługa mojej aury, a może jakiś wewnętrzny dar? Gdy chcę, by ktoś mówił – mówi. A ja słucham i poznaję, i czuję się niczym Kolumb u brzegów Ameryki.
    Nigdy jednak nie kręciły mnie długoterminowe znajomości, miewałem kilku przyjaciół i nie potrzebowałem większego powodu, by pewnego dnia ominąć jednego z nich na korytarzu bez słowa. To moja sprawa, z kim zamierzam się trzymać, a ci, którymi się otaczam, nie należą raczej do osób prostych. Jakiż jest sens ponownego poznawania tego, co już znamy? Szukam komplikacji, problemów do rozwiązania i zagadek, nad którymi trzeba myśleć.
    Sam wydaję się sobie tajemnicą.

    2. Ciekawostki:


    • Zainteresowania: psychologia, teatr, magiczne stworzenia
    • Ulubione: kawa&papieros, alkohol, bary&puby, muzyka rockowa, psychologia, dziewczęta
    • Inne: Mam kilka blizn.

    F. Przeszłość
    Aberdeen w moich myślach i wspomnieniach na zawsze pozostanie tym szarym, nijakim miastem, gdzie przyszło mi dorastać i śnić koszmar na jawie. Pierwszych lat dzieciństwa nie pamiętam, wszystko zaczęło się w momencie, gdy matka wystawiła swoje walizki za drzwi i odeszła. Uciekła od nas. Ojciec mówił, że była wariatką, a ja byłem na tyle mały i nierozumny, że nie rozumiałem, co to oznacza w ogóle.
    Co to oznacza dla nas.
    Okazało się, że całkiem dużo. Mieliśmy z nią tak wiele wspólnego, choć tak bardzo jej nie znaliśmy.
    Niespełnione ambicje ojca oraz chorobliwy perfekcjonizm zaczęły przelewać się na nas, na mnie i Juliana. Ciągle rosnące wymagania, pęd nie ustawał. Jules nie chciał, buntował się, po czym zbierał masę batów. Wieczorem oglądałem jego plecy i z przestrachem patrzyłem na czerwone szramy. Nie chciałem skończyć podobnie, opracowałem zawiły sposób funkcjonowania w tym chorym domu, posłusznie spełniając wolę niezadowolonego z życia rodzica. Robiłem wszystko, by tylko mu się podlizać i przez to zyskałem status tego lepszego syna, faworyta.
    Jules uciekał.
    Czarodziej kojarzył mi się z panem w spiczastej czapce i pelerynie w gwiazdki, nie uwierzyłem w nic, co przeczytałem w liście z Hogwartu. Że niby ja?
    Ale jednak.
    Hogwart był moim domem podczas dziesięciu miesięcy w roku, resztę spędzałem w domu, w Aberdeen. Pewnego razu zabrakło Julesa, a ja popełniłem jakiś błąd, przez co oberwałem tym białym kablem z garażu, który jeszcze kilka lat temu spędzał mi sen z powiek. Koszmar się ziścił, plecy płonęły żywym ogniem, gdy kabel zatapiał się w nich głębiej z każdym kolejnym razem.
    Zawsze mogłem liczyć na Juliana. Nawet w takim momencie wrócił, by mi pomóc, pozostawiając swoje bezpieczne miejsce, gdzie udało mu się zatrzymać w całej tej ucieczce.
    Teraz mieszkam w Hogsmeade, a wolność jeszcze nigdy nie smakowała tak znakomicie.


      Obecny czas to Nie Kwi 28, 2024 12:55 pm