Współczesny Hogwart

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


    Oliver Bennett

    Oliver Bennett
    Oliver Bennett


    Liczba postów : 90
    Płeć : Male

    Oliver Bennett Empty Oliver Bennett

    Pisanie by Oliver Bennett Pon Mar 04, 2013 10:42 pm

    Oliver Bennett

    A. Dane personalne

    1. Imiona: Oliver James
    2. Nazwisko: Bennett
    3. Data urodzenia: 30/06/1995
    4. Miejsce urodzenia: Londyn
    5. Miejsce zamieszkania: Londyn
    6. Czystość krwi: brudna
    7. Teleportacja: nie wiem

    B. Więzy rodzinne

    1. Rodzina: Mam tylko ojca i w żaden sposób nie napawa mnie to smutkiem.
    Kiedyś miałem też mamę, ale to było dawno temu, odeszła, kiedy miałem jakieś cztery, może pięć lat. Pewnego razu obudziłem się ze strachem, że zapomniałem jej twarz, lecz tata zapewnił mnie, iż tego nie da się tak łatwo zapomnieć.
    Nawet nie wiem, jak wyglądała. Boję się spojrzeć na jej zdjęcia, a wiem, że mamy ich dość sporo w starym kartonie pod łóżkiem ojca. Obawiam się momentu, w którym spojrzę na ten świstek papieru i ujrzę całkowicie obcą mi kobietę, nieznaną i zupełnie napomnianą. Unikam jej tematu, nie słucham, gdy ojciec wspomina, nie wiem, czy to boli, to bardzo dziwne uczucie. Wiem za to, że zabrała ją smocza ospa, w lipcu 2000 roku.
    To matka była czarownicą, ojciec pozostał nieświadomy do momentu, w którym do domu wkroczyli tajemniczy panowie i wzięli ją ze sobą do magicznego szpitala. Nieźle nim wstrząsnęło, jak się dowiedział, ale nie odniosłem wrażenia, że w czymś mu to przeszkadzało. Widać było, że kochał mamę ponad wszystko, siedział przy jej łóżku i trzymał jej dłoń, twarz miał w większości zasłoniętą maseczką, widać było tylko jego smutny wzrok i bruzdę między brwiami.
    Zostało mu to do teraz. Dawno nie widziałem, aby jego oczy śmiały się razem z ustami. Wciąż ma to samo poczucie humoru, lecz teraz jakby zgasło w nim życie. Podobno gdy byłem mały i rysowałem naszą rodzinę, na obrazku mama jawiła się na chmurce, a on miał na twarzy odwróconą podkuwkę. Zawsze był duszą towarzystwa, teraz jednak siedzi cały dzień w naszym antykwariacie i pije po kilka kaw dziennie, czytając kolejną, zapomnianą przez świat książkę. Jest bardzo przywiązany do tego miejsca, dziadek przeciął symboliczną wstęgę gdy sam miał nieco ponad dwadzieścia lat, teraz przerodziło się to w interes rodzinny. Ze względu na to, że większość roku spędzam w Hogwarcie, nie mamy zbyt wiele okazji, aby usiąść razem przy gorącej herbacie i porozmawiać o życiu, czasami żałuję, że odziedziczyłem po mamie te magiczne zdolności, bo równie dobrze poradziłbym sobie bez nich. Ojciec nauczył mnie wszystkiego, co potrzebne mi było w życiu. Z niepokojem patrzę na jego siwiejące już włosy, zmarszczki przy oczach i na czole, boję się, że kiedyś mi go zabraknie.
    Kiedyś wyznał mi, że żałuje, iż nie urodził się w latach czterdziestych, wtedy mógłby polecieć na mnóstwo koncertów The Doors. Jest zagorzałym fanem Morrisona, wręcz wielbi jego osobę. Padam mu do kolan, że wychował mnie na takiej muzyce, wspólnie dzielimy miłość do tej ikony. Mówi mi ciągle, że bardzo jestem do niego podobny, sam zapuścił włosy prawie do ramion, by choć trochę się do niego upodobnić. Może swojego czasu mu się to udawało, teraz jednak jego prawie pięćdziesięcioletnie ciało nie nadaje się do pokazywania na oczy w obcisłych skórzanych spodniach.
    A na imię mu James.
    2. Pokrewieństwo: -
    3. Status majątkowy: bardzo biedny

    C. Szkoła

    1. Rok nauki: VII
    2. Dom: Ravenclaw
    3. Przedmioty: numerologia, starożytne runy, wróżbiarstwo, eliksiry, onms, zielarstwo, transmutacja, mugoloznastwo

    D. Wygląd

    1. Podstawowe informacje

    • Wzrost: około 175 centymetrów
    • Budowa ciała: ćwiczę, trochę się chwalę
    • Kolor oczu: ciemny brąz
    • Kolor włosów: ciemny brąz lub czerń
    • Cechy charakterystyczne: mam całą gębę w piegach

    2. Opis szczegółowy: Dziewczęta uważają, że jestem uroczym oseskiem, wiecie, nie grzeszę wzrostem jak chłopcy w moim wieku, ale pocieszam się, że ci w drugim pokoleniu zazwyczaj przerastają ojców, a mój ma trochę ponad sto osiemdziesiąt centymetrów, także jest jeszcze nadzieja! Nigdy nie miałem z tego powodu kompleksów, w pierwszej klasie byłem prawie najwyższy, to zabawne. Ale nieco peszy mnie, gdy dziewczyna nade mną góruje, głupio tak, jeśli bez obcasów przerasta mnie o głowę. Dziewczęta powinny być niższe od chłopaków, kiedyś takimi prawami rządził świat, a teraz? Niektóre wyglądają na bardziej męskie niż my. Nie widzę przeszkód w pokazywaniu mojej klaty, ćwiczę i chwalę się rezultatami, dlaczego by nie! Nie jestem ekshibicjonistą, w żadnym razie! Lubię ubrania, poważnie, zazwyczaj zobaczysz mnie w jakimś podkoszulku, ewentualnie koszuli, jeśli nie mam na sobie mundurka. Jestem szczęśliwym posiadaczem kilku wzorzystych chust, par okularów przeciwsłonecznych i zerówek, mam wisiory i nawet spoko zegarek, za to nie paraduję z torebką. Uznaję tylko plecaki.
    Cała moja twarz obsypana jest piegami, chyba tylko poza czołem, ale tego się nie zauważa, bo owe rejony przysłaniają moje włosy. Mają kolor albo ciemnego brązu, albo czerni, nigdy nikomu nie udało się tego zweryfikować. Sięgają prawie ramion, raczej falują, rzadko powstają z nich prawdziwe loki, za co dziękuję niebiosom i czemu/komu tylko mogę. Przez nie i moje nieco pełne policzki, mówią, że przypominam Jima Morrisona - to najlepszy komplement, jakim możesz mnie obdarzyć! Moje oczy są raczej normalne, ich tęczówki mają brązową barwę. Koleżanki rozwodzą się nad tym, jakie to ja mam długie rzęsy, to źle, co nie? O nosie i ustach natomiast nikt nie mówi, czyli OK, nic ponad oczekiwane standardy, przeciętnie, nienadzwyczajnie. Przez dwa lata nosiłem aparat ortodontyczny, przez co teraz mogę "czarować" uśmiechem. Pogodny ze mnie koleś!

    E. Charakter

    1. Opis charakteru: Jestem bardziej realistą niźli marzycielem, patrzę na wszystko wokoło z pewną dozą dystansu. Książki przeczytane w dzieciństwie i przez dalsze moje życie aż do tej chwili wykształciły moją wyobraźnię, która, owszem, potrafi działać na wysokich obrotach, aczkolwiek raczej nie dzielę się fantazjami z moimi towarzyszami doli czy niedoli. Jasno stawiam sprawę, zarówno przed sobą jak i przed innymi, jeśli coś jest niemożliwe, nie wmawiam sobie, że wykonam to z palcem w nosie, nie dam rady oszukać prawa grawitacji i ot tak sobie wznieść się do księżyca. Gdy coś jest zielone, nie stanie się nagle czerwone. No chyba że to światła na skrzyżowaniu. Wiele myśli zachowuję dla siebie, aby mieć pewność, że posiadam jeszcze coś takiego, co zwie się prywatnością. Chyba wściubiania nosa w nieswoje sprawy nie lubię najbardziej. Obecnie nie ma czegoś takiego jak tajemnice, mało kto zna definicję tego słowa lub nie do końca rozumie, na jakiej zasadzie działa powierzanie komuś sekretów lub bycie powiernikiem takowych. Wracając do mojego światopoglądu, odbieram to wszystko takim, jakie jest lub mi zdaje się być. Na moich oczach świat nie nabiera nagle kolorów dotychczas mi nieznanych, ewentualnie dzieje się tak w momencie, gdy pociągnę z fajki pokoju i odlecę w nieznane krainy. Nienawidzę ograniczeń, które się na nas narzuca, przez to, że jesteśmy młodzi i głupi – od zawsze twierdziłem, że mam więcej oleju w głowie niż większość londyńskiego społeczeństwa, policzywszy wyłącznie osoby dorosłe. Mój umysł jest otwarty na nowe perspektywy, na poznawanie i odkrywanie, wciąż cechuje mnie ta dziecięca ciekawość, którą przejawiałem w młodszych latach i która była utrapieniem mojego ojca – nie sposób było zamknąć mi buzię, bym ni pytał o coraz to nowe zjawiska, nazwy czy rzeczy. Błądzę po różnych jego zakamarkach tylko i wyłącznie w chwilach ciszy i spokoju, sam ze sobą, bez innych potencjalnych widzów. Nie lubię mieć widowni, nigdy nie kręciło mnie stawanie w centrum uwagi zgrupowania, aczkolwiek gdy to na mnie skieruje się reflektor, nie peszę się i w żadnym wypadku nie jąkam. Czuję się swobodnie w towarzystwie rożnych osób, nie muszą być do mnie podobni, bym znalazł z nimi wspólny język. Łapię różne fale, niekiedy udzielają mi się czyjeś głupawki, innym razem melancholijny nastrój, niekiedy energia, czasem jej brak, w zależności od osoby. Podobno każdy z nas ma swoją własną aurę – nie wiem, jaka jest moja. Pewnie zmienna, bo i ja nierzadko się zmieniam. Nie nazywam tego ubieraniem masek, odgrywaniem roli, nie jestem aktorem i nigdy nie będę, mój głos nie nadaje się na scenę (mówię ciszej niż głośniej, a ton wzrasta wyłącznie w momentach frustracji), po prostu wpasowuję się. Jak puzzel potrafiący zmienić swój kształt, wpasowuje się wszędzie tam, gdzie jest w stanie o coś zahaczyć. Gromadzę wokół siebie ludzi, którzy warci są mojego czasu, chęci do rozmowy oraz kilku żartów. Nie ufam byle komu, generalnie bardzo trudno jest zdobyć moje bezgraniczne zaufanie. Jestem przyjazny, przyjemny w odbiorze, dziewczyny mówią, że jestem uroczy, lecz nie mnie to oceniać. Nie mam strasznie wysokiej samooceny, jednak wiem, ile jestem wart i co jest poniżej mojej godności. Zawsze starałem się o wszystko, co dobre, nie tylko stopnie, choć i w szkole nie zawalam. Nauka nigdy nie sprawiała mi większego problemu, nie musiałem zakuwać po kilka godzin, by zapamiętać najważniejsze daty z piątej z kolei bitwy goblinów na historię magii, warzenie eliksirów również nie było dla mnie kłopotliwe, pewnie ze względu na moje zainteresowanie kuchnią. Włoskie dania przygotuję z zamkniętymi oczami i gwarantuję, że rozpłyniesz się nad ich genialnością. Kiedy przychodzą do mnie znajomi, najczęściej goszczę ich pizzą i czerwonym winem, gdy potrzeba ciepłego jedzenia, zwracają się do mnie, bym przygotował dla nich wielką michę spaghetti po bolońsku z klopsikami. Skrzaty już dobrze znają moje imię, odwiedzam je w razie znalezienia chwili wolnego czasu pomiędzy pisaniem eseju, rozmową z kumplem a czytaniem kolejnej powieści przysłanej przez ojca. Wiodę spokojne i raczej powolne życie, nie ma w nim nic z impulsywności czy czystego szaleństwa, nie boję się złamać któregoś punktu regulaminu czy wstrzyknąć sobie odrobinę adrenaliny, robiłem już mnóstwo ryzykownych rzeczy, lecz teraz głównie odpoczywam. Nie czuję takiej potrzeby, może trochę się lenię, ale za to poszczycić się mogę niebywałą cierpliwością. Potrafię dzięki temu nauczyć największego matoła świata zasad fizyki kwantowej bez tiku powieki lub niekontrolowanych napadów złości, w wyniku których piętnasty ołówek ląduje na podłodze złamany na dwie części. Kiedyś udzielałem bezpłatnych korepetycji młodszym kolegom i koleżankom, teraz jednak myślę, że chciałbym za to jakieś opłaty. W końcu każdy musi kiedyś założyć swój własny biznes, nie wiem, czy chcę spędzić resztę życia w antykwariacie ojca. Oczywiście będę tam tak długo, jak tylko będzie to możliwe, lecz co dalej?

    2. Ciekawostki:

    • Zainteresowania: literatura, fotografia, Quidditch, kultura włoska
    • Ulubione: muzyka lat '60 i '70, książka o kuchni włoskiej, długie wisiory, stare drewno, zapach papieru, kapelusze i czapki wszelakie, kąpiele słoneczne (nie solarka!), Jim Morrison
    • Inne: nie śpi z misiem od ósmego roku życia, choć ten ciągle leży gdzieś na półce w jego pokoju i stanowi największej wagi pamiątkę rodzinną, którą przekaże następnemu pokoleniu; wyciągam deskorolkę tylko wtedy, gdy jest naprawdę ciepło

    F. Przeszłość
    Wciąż pytam ojca, dlaczego nie chce znaleźć sobie jakiejś dziewczyny, ciągle uważam, że kobieta postawiłaby go na nogi i przywróciła życie w tych smutnych oczach. On jednak zawsze patrzy na mnie spode łba i nigdy nie odpowiada. Pamiętam, jak tylko raz w całym moim życiu odparł, że nie rozumie, jak mogę tak łatwo zapominać o matce. Nawet nie wiem, jak miała na imię. Okej, wiem, ale nie jest to istotne w moim życiu, wyrzucam z pamięci wszelkie rzeczy jej dotyczące. Nie mogę tęsknić za czymś, czego nie pamiętam. Nie wiążę z nią żadnych wspomnień, nie kojarzę ani jednej woni, patrząc na obrazek z książki nie nawiedzają mnie dziecięce wspomnienia. Gdy przeglądam gazety i widzę wizerunek szczęśliwej, standardowej rodziny dwa plus jeden, nie odnajduję tam siebie z moimi rodzicami. Rodzicem.
    Ojciec zapewnił mi wszystko, o czym tylko mogłem marzyć, nigdy nie byłem wymagającym dzieckiem. Nie potrzebowałem ubrań z metką ani godzin spędzonych na wychwalaniu mojej osoby i talentów, którymi niewątpliwie zostałem obdarowany. Nie wzywano nikogo do szkoły, nie znosiłem uwag i nie sprawiałem kłopotów wychowawczych. Lubię mówić, że od zawsze byłem geniuszem, nauka nie powodowała u mnie nocnych koszmarów, z dziecięcą ciekawością przerzucałem kolejne stronice podręczników szkolnych i robiłem materiał do przodu, przez co na lekcjach zazwyczaj się nudziłem.
    Życie w Londynie mijało nam spokojnie, lecz nie narzekaliśmy na monotonię. Nasz dzień był co prawda zawsze taki sam, pobudka o świcie, szybkie acz pożywne śniadanie, ogólne ogarnięcie przestrzeni mieszkalnej, otworzenie antykwariatu i godziny spędzone za ladą. Wyskakiwałem podczas przerwy do piekarni kilka przecznic dalej i kupowałem dla siebie i ojca przepyszne drożdżówki na lunch. Wieczorami siadaliśmy w fotelach z coraz to innymi książkami i kubkami herbaty z cytryną, w tle cichutko leciały piosenki The Doors, a my co kilka kartek wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Tata wykształcił we mnie wrażliwość na literaturę, w zasadzie od urodzenia wychowałem się pośród zapełnionych regałów. Książki były moimi drugimi najlepszymi przyjaciółmi, mając lat dziesięć zatracałem się już w dramatach Szekspira, choć wtedy nie pojmowałem tego wszystkiego.
    Na zakończenie klasy dostałem nie tylko świadectwo z wyróżnieniem, ale też tajemniczą kopertę, która, jak się okazało, była listem ze szkoły, do której uczęszczała moja matka. Pamiętam, że ojciec zmarszczył wtedy brwi i pokręcił głową z niedowierzaniem. Tego samego dnia odwiedził nas śmiesznie ubrany pan, który okazał się być moim późniejszym nauczycielem w zamku.
    Nie mogłem pohamować łez na peronie, kiedy tata tulił mnie do siebie.


      Obecny czas to Sob Maj 11, 2024 3:49 pm